29.
01.
2019.
Wydział
Reżyseria
Reżyseria
Pierwszy wieczór z Konkursem im. Andrzeja Munka upłynął pod znakiem „Ataku paniki”. Po projekcji spotkaliśmy się z Pawłem Maśloną (reżyserem) oraz Janem Kwiecińskim (producentem).
Goście zdradzili, że przygotowania do produkcji trwały 3 lata, podczas których scenariusz przeszedł prawdziwą rewolucję. Początkowo było to kilka niezależnych historii z akcją osadzoną w Neapolu, dla których elementem scalającym był kryzys śmieciowy. Scenariusz w takiej formie otrzymał nawet rekomendację Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Maślona podkreślił jednak, że nie chciał, aby jego debiut był kolejnym filmem, który powstał tylko dlatego, że otrzymał dofinansowanie. Dalsze prace nad tekstem były zdeterminowane poprzez fascynację reżysera stanem paniki i samym tytułem „Atak Paniki”.
„Czułem, że w tym tytule kryje się tajemnica na formę. Zastanawiałem się jak podzielić się tym stanem poprzez film. Kontekst wydawał mi się fantastyczny. Opowiedzieć historię o tym, jak ludzie sami sprowadzają na siebie katastrofę, której najwyraźniej potrzebują. Chciałem zrobić film, który formalnie będzie przypominać atak paniki. Ta idea była dla mnie podniecająca.” – opowiadał Maślona
Z uwagi na dużą wolność w poszukiwaniach idealnej formy dla historii, interesującym kontekstem dla rozmowy była perspektyw producenta, który z jednej strony wspomagał pracę nad scenariuszem, a z drugiej musiał trzymać pieczę nad projektem, który – jak mogło się wówczas wydawać – trochę wymyka się spod kontroli.
„Producencko film nie był skomplikowany. Skomplikowana była logistyka. Scenariusz trochę powstawał, a bohaterowie długo ewoluowali. Bardzo długo trwał proces odnalezienia głównych bohaterów, uwierzenia w nich przez Pawła. Z kwestii już na planie pamiętam, że skrypt zmieniał się u nas chyba z 5 razy, więc mieliśmy najmniej konsekwentny skrypt.” – dodał z uśmiechem Kwieciński.
Poruszona została także kwestia terapeutycznej funkcji filmu. Jak podkreślił Maślona, film nie jest dla niego w żadnym wypadku terapią. W jednej z recenzji odnalazł jednak takie spojrzenie na film, w którym motywem przewodnim do odczytania zależności pomiędzy bohaterami była dominacja. „Ciekawe jest to, że ten problem sam przerabiałem na terapii i zauważyłem wtedy, że rzeczywiście [tak jak napisała autorka recenzji] każdy w „Ataku paniki” jest przez kogoś zdominowany” – podkreślił reżyser.
Podczas rozmowy uwidocznił się także pewnego rodzaju konflikt na linii: pomysł na marketing prowadzony w fazie dystrybucji, a artystyczna forma. Dysonans, który mógł wprowadzić widza w konfuzję odbiorczą polegałby tu na tym, że z jednej strony „Atak paniki” był reklamowany jako komedia. Z drugiej dominujące znaczenie odgrywa tu przecież forma. Tym bardziej, że założeniem reżysera było wykorzystanie przyzwyczajeń widza do tego, aby je zburzyć. „Chciałem wykorzystać przyzwyczajenie widza do tego, aby powiedzieć… zaraz, zaraz. Ja wcale nie powiedziałem, że to wszystko dzieje się jednego dnia. Chciałem, aby film zaczynał się w pewnym momencie rozpadać, a dopiero wtedy zyskiwać sens i znaczenie” – dodał Paweł Maślona.
Na koniec goście podzielili się swoimi wrażeniami po pokazach filmu za granicą. Przyznali, że najbardziej gorącego przyjęcia doświadczyli podczas festiwalu w Karlovych Varach, gdzie film miał swoją międzynarodową premierę.
Dyskusję z twórcami prowadziła Patrycja Mucha.Foto: Łukasz Glajzner
„Czułem, że w tym tytule kryje się tajemnica na formę. Zastanawiałem się jak podzielić się tym stanem poprzez film. Kontekst wydawał mi się fantastyczny. Opowiedzieć historię o tym, jak ludzie sami sprowadzają na siebie katastrofę, której najwyraźniej potrzebują. Chciałem zrobić film, który formalnie będzie przypominać atak paniki. Ta idea była dla mnie podniecająca.” – opowiadał Maślona
Z uwagi na dużą wolność w poszukiwaniach idealnej formy dla historii, interesującym kontekstem dla rozmowy była perspektyw producenta, który z jednej strony wspomagał pracę nad scenariuszem, a z drugiej musiał trzymać pieczę nad projektem, który – jak mogło się wówczas wydawać – trochę wymyka się spod kontroli.
„Producencko film nie był skomplikowany. Skomplikowana była logistyka. Scenariusz trochę powstawał, a bohaterowie długo ewoluowali. Bardzo długo trwał proces odnalezienia głównych bohaterów, uwierzenia w nich przez Pawła. Z kwestii już na planie pamiętam, że skrypt zmieniał się u nas chyba z 5 razy, więc mieliśmy najmniej konsekwentny skrypt.” – dodał z uśmiechem Kwieciński.
Poruszona została także kwestia terapeutycznej funkcji filmu. Jak podkreślił Maślona, film nie jest dla niego w żadnym wypadku terapią. W jednej z recenzji odnalazł jednak takie spojrzenie na film, w którym motywem przewodnim do odczytania zależności pomiędzy bohaterami była dominacja. „Ciekawe jest to, że ten problem sam przerabiałem na terapii i zauważyłem wtedy, że rzeczywiście [tak jak napisała autorka recenzji] każdy w „Ataku paniki” jest przez kogoś zdominowany” – podkreślił reżyser.
Podczas rozmowy uwidocznił się także pewnego rodzaju konflikt na linii: pomysł na marketing prowadzony w fazie dystrybucji, a artystyczna forma. Dysonans, który mógł wprowadzić widza w konfuzję odbiorczą polegałby tu na tym, że z jednej strony „Atak paniki” był reklamowany jako komedia. Z drugiej dominujące znaczenie odgrywa tu przecież forma. Tym bardziej, że założeniem reżysera było wykorzystanie przyzwyczajeń widza do tego, aby je zburzyć. „Chciałem wykorzystać przyzwyczajenie widza do tego, aby powiedzieć… zaraz, zaraz. Ja wcale nie powiedziałem, że to wszystko dzieje się jednego dnia. Chciałem, aby film zaczynał się w pewnym momencie rozpadać, a dopiero wtedy zyskiwać sens i znaczenie” – dodał Paweł Maślona.
Na koniec goście podzielili się swoimi wrażeniami po pokazach filmu za granicą. Przyznali, że najbardziej gorącego przyjęcia doświadczyli podczas festiwalu w Karlovych Varach, gdzie film miał swoją międzynarodową premierę.
Dyskusję z twórcami prowadziła Patrycja Mucha.Foto: Łukasz Glajzner