10.
02.
2014.
Pozostałe
Pozostałe
- Łatwiej skończyć tę Szkołę niż do niej wrócić, mnie to zajęło 25 lat - mówił Władysław Pasikowski na spotkaniu po przedpremierowym pokazie filmu "Jack Strong" w Kinie Szkoły.
6 lutego, po przedpremierowym pokazie filmu "Jack Strong" zakończonym gromkimi brawami, reżyser i
autor scenariusza Władysław Pasikowski spotkał się ze szkolną publicznością.
http://filmpolski.pl/fp/index.php?osoba=1114409
Na pytania studentów i pedagogów odpowiadali także Maciej Lisiecki, operator kamery, Ireneusz Czop, aktor i wykładowca Wydziału Aktorskiego oraz Jarosław Kamiński, który zmontował "Jacka Stronga", kierownik Katedry Montażu Szkoły Filmowej w Łodzi.
O bohaterze filmu:
- To człowiek, który nie był żadnym Jamesem Bondem - mówił reżyser. - Musicie państwo pamiętać, że pułkownik nie był żadnym agentem, był gryzipiórkiem, kancelistą, zajmował się pisaniem zza biurka różnych planów i rysowaniem ich kredkami na mapie. Nie miał żadnego przeszkolenia. Rozmowa, w której Amerykanie pouczają go, żeby na konspiracyjne spotkanie nie przychodził w mundurze, jest absolutnie prawdziwa. Ten moment mnie zainteresował: człowiek, który nie jest Jamesem Bondem, musi wykonać zadania dużo poważniejsze. On sobie, proszę państwa, złamał nos wynosząc najbardziej tajne dokumenty ze Sztabu Generalnego - waląc w słup, który tam stał przez 30 lat i który zawsze omijał.
O scenie pościgu:
Maciej Lisiecki: - To była dla nas dosyć trudna sekwencja. Bez przerwy pracowały cztery kamery, staraliśmy się jak najbardziej zdynamizować te ujęcia: jedna kamera jeździła na quadzie, druga została przyczepiona do samochodu, nad trzecią samochody przejeżdżały, czwarta była wewnątrz samochodu. Staraliśmy się zrobić jak najwięcej możliwych ustawień, a czasu mieliśmy niewiele. To były zdjęcia zimowe, mieliśmy 6-7 godzin ekspozycji. Pracowaliśmy tak, by nam wystarczył jeden dubel i by nie powtarzać ujęć, a mieć jak najwięcej możliwości w montażu.
- Ten film nakręciliśmy w 35 dni, z czego cztery zeszły nam na scenę, o której pan Maciek opowiadał - dodał Władysław Pasikowski. - Czyli resztę filmu zrobiliśmy w 31 dni plus dwa dni w Stanach Zjednoczonych.
O researchu:
Władysław Pasikowski: - Byłem w dość luksusowej sytuacji, producenci włączyli mnie do tego projektu po czterech latach przygotowań. Dostałem pakiet dokumentów, które po prostu musiałem przeczytać. Pani Sylwia Wilkosz, producent filmu, dotarła do agentów CIA i przekonała ich, by zechcieli "puścić farbę". Później Marcin Dorociński poprosił ich o spotkanie, przygotował sobie własny reaserch, chciał się dowiedzieć, jak pułkownik się zachowywał.
O ambasadzie rosyjskiej:
Władysław Pasikowski: - Chcieliśmy kręcić na terenie ambasady, gdzie bardzo kulturalnie nas przyjęli, pokazali nam wszystkie wnętrza, które są zatykające, w całości z marmuru i ze złota, w ogóle nie przesadzam. Potem poprosili o scenariusz i jak go przeczytali, powiedzieli, że nas nie wpuszczą. I na tym się skończyło. Zaprosiłem do udziału w filmie aktorów rosyjskich i wszyscy ci mili ludzie odmówili, na przykład Szakurow. Musiałem się zwrócić do aktorów rosyjskojęzycznych, z dawnych republik, np. Dima Bilow od dawien dawna mieszka w Berlinie i gra w niemieckich filmach.
O operatorach:
Władysław Pasikowski: - Kiedy ja poszedłem do telewizji, bo w kinie nie miałem co robić, Paweł Edelman zaczął robić wielkie amerykańskie filmy. Praca dla telewizji jest dosyć trudna i wyczerpująca, ponieważ tam wszyscy wiedzą, jak serial powinien wyglądać. Ciężko było prosić Pawła, by rzucił te projekty i pracował ze mną dla telewizji. Serial zrobiłem z moją szwenkierką Magdaleną Górką, z którą pracowałem od 16 lat, krótko mówiąc awansowała na pierwszego operatora. Gdy kręciłem kolejny film, mówię o „Pokłosiu”, zrobiliśmy go z Pawłem, bo od 10 lat byliśmy na to umówieni. Nakręciliśmy go razem, ale to raczej był wyjątek, odkąd Magdalena została moim operatorem. Magdalena Górka nakręciła w Stanach Zjednocznych film "Paranormal Activity 3”, który zarobił na całym świecie 360 mln dolarów, więc jak ona zacznie robić wielkie amerykańskie filmy, następny film będę kręcić z panem Maćkiem Lisieckim, bo to jest naturalna droga awansu, trzeba tylko wcześnie zacząć. Szwenkierów wybiera zawsze Paweł, a jak pan Maciej z kolei zacznie robić filmy w Ameryce, a ja będę robił kolejny film z jego kolegą, to on będzie wybierał spośród państwa, po tym, jak mu pokażecie swoje filmy.
Maciej Lisiecki: - Tylko od razu ostrzegam, że pan Władysław jest bardzo trudnym reżyserem i zazwyczaj dopuszcza tylko jeden dubel, więc nie radzę się mylić.
O graniu:
Ireneusz Czop: - Dostałem dwie wersje scenariusza, druga była po skrótach, te skróty mnie dotyczyły, więc zrobiło mi się smutno. Siedziałem w domu i myślałem, jak uratować kilka zdań, które są wybitne. Władysław nie lubi, jak zmienia się teksty, bo nie po to je pisze, żebyśmy sobie ułatwiali granie. Pomyślałem, że położę głowę na pień i zaproponuję, na próbie zapytałem, czy mogę dodać jedno zdanie: "zapytaj mnie jeszcze raz". I to się okazało potem moim emocjonalnym startem do tej sceny.
O montażu:
Jarosław Kamiński: - Skrótów w montażu mieliśmy niewiele, próbowaliśmy po prostu szybciej opowiadać. Jak już film był prawie gotowy, usiadłem jeszcze raz i przeglądałem sklejkę po sklejce. Ku mojemu zaskoczeniu jeszcze 6 minut udało mi się wyłapać. U Władka jest tak napisany scenariusz, że powstaje precyzyjnie opowiedziana historia, a w montażu zajmujemy się detalami. Materiał z pościgu jest fantastyczny dla każdego montażysty, chętnie bym go wykorzystał do celów edukacyjnych, oczywiście jeśli Władysław się zgodzi.
Zdjęcia: Mikołaj Zacharow
http://www.echodnia.eu/apps/pbcs.dll/article?AID=/20140205/STYLZYCIA03/140209406
http://filmpolski.pl/fp/index.php?osoba=1114409
Na pytania studentów i pedagogów odpowiadali także Maciej Lisiecki, operator kamery, Ireneusz Czop, aktor i wykładowca Wydziału Aktorskiego oraz Jarosław Kamiński, który zmontował "Jacka Stronga", kierownik Katedry Montażu Szkoły Filmowej w Łodzi.
O bohaterze filmu:
- To człowiek, który nie był żadnym Jamesem Bondem - mówił reżyser. - Musicie państwo pamiętać, że pułkownik nie był żadnym agentem, był gryzipiórkiem, kancelistą, zajmował się pisaniem zza biurka różnych planów i rysowaniem ich kredkami na mapie. Nie miał żadnego przeszkolenia. Rozmowa, w której Amerykanie pouczają go, żeby na konspiracyjne spotkanie nie przychodził w mundurze, jest absolutnie prawdziwa. Ten moment mnie zainteresował: człowiek, który nie jest Jamesem Bondem, musi wykonać zadania dużo poważniejsze. On sobie, proszę państwa, złamał nos wynosząc najbardziej tajne dokumenty ze Sztabu Generalnego - waląc w słup, który tam stał przez 30 lat i który zawsze omijał.
O scenie pościgu:
Maciej Lisiecki: - To była dla nas dosyć trudna sekwencja. Bez przerwy pracowały cztery kamery, staraliśmy się jak najbardziej zdynamizować te ujęcia: jedna kamera jeździła na quadzie, druga została przyczepiona do samochodu, nad trzecią samochody przejeżdżały, czwarta była wewnątrz samochodu. Staraliśmy się zrobić jak najwięcej możliwych ustawień, a czasu mieliśmy niewiele. To były zdjęcia zimowe, mieliśmy 6-7 godzin ekspozycji. Pracowaliśmy tak, by nam wystarczył jeden dubel i by nie powtarzać ujęć, a mieć jak najwięcej możliwości w montażu.
- Ten film nakręciliśmy w 35 dni, z czego cztery zeszły nam na scenę, o której pan Maciek opowiadał - dodał Władysław Pasikowski. - Czyli resztę filmu zrobiliśmy w 31 dni plus dwa dni w Stanach Zjednoczonych.
O researchu:
Władysław Pasikowski: - Byłem w dość luksusowej sytuacji, producenci włączyli mnie do tego projektu po czterech latach przygotowań. Dostałem pakiet dokumentów, które po prostu musiałem przeczytać. Pani Sylwia Wilkosz, producent filmu, dotarła do agentów CIA i przekonała ich, by zechcieli "puścić farbę". Później Marcin Dorociński poprosił ich o spotkanie, przygotował sobie własny reaserch, chciał się dowiedzieć, jak pułkownik się zachowywał.
O ambasadzie rosyjskiej:
Władysław Pasikowski: - Chcieliśmy kręcić na terenie ambasady, gdzie bardzo kulturalnie nas przyjęli, pokazali nam wszystkie wnętrza, które są zatykające, w całości z marmuru i ze złota, w ogóle nie przesadzam. Potem poprosili o scenariusz i jak go przeczytali, powiedzieli, że nas nie wpuszczą. I na tym się skończyło. Zaprosiłem do udziału w filmie aktorów rosyjskich i wszyscy ci mili ludzie odmówili, na przykład Szakurow. Musiałem się zwrócić do aktorów rosyjskojęzycznych, z dawnych republik, np. Dima Bilow od dawien dawna mieszka w Berlinie i gra w niemieckich filmach.
O operatorach:
Władysław Pasikowski: - Kiedy ja poszedłem do telewizji, bo w kinie nie miałem co robić, Paweł Edelman zaczął robić wielkie amerykańskie filmy. Praca dla telewizji jest dosyć trudna i wyczerpująca, ponieważ tam wszyscy wiedzą, jak serial powinien wyglądać. Ciężko było prosić Pawła, by rzucił te projekty i pracował ze mną dla telewizji. Serial zrobiłem z moją szwenkierką Magdaleną Górką, z którą pracowałem od 16 lat, krótko mówiąc awansowała na pierwszego operatora. Gdy kręciłem kolejny film, mówię o „Pokłosiu”, zrobiliśmy go z Pawłem, bo od 10 lat byliśmy na to umówieni. Nakręciliśmy go razem, ale to raczej był wyjątek, odkąd Magdalena została moim operatorem. Magdalena Górka nakręciła w Stanach Zjednocznych film "Paranormal Activity 3”, który zarobił na całym świecie 360 mln dolarów, więc jak ona zacznie robić wielkie amerykańskie filmy, następny film będę kręcić z panem Maćkiem Lisieckim, bo to jest naturalna droga awansu, trzeba tylko wcześnie zacząć. Szwenkierów wybiera zawsze Paweł, a jak pan Maciej z kolei zacznie robić filmy w Ameryce, a ja będę robił kolejny film z jego kolegą, to on będzie wybierał spośród państwa, po tym, jak mu pokażecie swoje filmy.
Maciej Lisiecki: - Tylko od razu ostrzegam, że pan Władysław jest bardzo trudnym reżyserem i zazwyczaj dopuszcza tylko jeden dubel, więc nie radzę się mylić.
O graniu:
Ireneusz Czop: - Dostałem dwie wersje scenariusza, druga była po skrótach, te skróty mnie dotyczyły, więc zrobiło mi się smutno. Siedziałem w domu i myślałem, jak uratować kilka zdań, które są wybitne. Władysław nie lubi, jak zmienia się teksty, bo nie po to je pisze, żebyśmy sobie ułatwiali granie. Pomyślałem, że położę głowę na pień i zaproponuję, na próbie zapytałem, czy mogę dodać jedno zdanie: "zapytaj mnie jeszcze raz". I to się okazało potem moim emocjonalnym startem do tej sceny.
O montażu:
Jarosław Kamiński: - Skrótów w montażu mieliśmy niewiele, próbowaliśmy po prostu szybciej opowiadać. Jak już film był prawie gotowy, usiadłem jeszcze raz i przeglądałem sklejkę po sklejce. Ku mojemu zaskoczeniu jeszcze 6 minut udało mi się wyłapać. U Władka jest tak napisany scenariusz, że powstaje precyzyjnie opowiedziana historia, a w montażu zajmujemy się detalami. Materiał z pościgu jest fantastyczny dla każdego montażysty, chętnie bym go wykorzystał do celów edukacyjnych, oczywiście jeśli Władysław się zgodzi.
Zdjęcia: Mikołaj Zacharow
http://www.echodnia.eu/apps/pbcs.dll/article?AID=/20140205/STYLZYCIA03/140209406