07.
05.
2014.
Pozostałe
Pozostałe
W drugim dniu konferencji "Aktor-producent. Wolny zawód?" w Szkole Filmowej dyskutowano o castingach, pracy w knajpach, porażkach, rozgimnastykowaniu emocji, specyfice wolnego zawodu i ... szczęściu.
W ramach 32. Festiwalu Szkół Teatralnych w Łodzi 6 i 7 maja w Szkole Filmowej odbyła się konferencja "Aktor-producent. Wolny zawód?", którą zorganizowały Wydział Aktorski oraz Wydział Organizacji Sztuki Filmowej.
Relacja z pierwszego dnia konferencji:
http://www.filmschool.lodz.pl/news/268,aktor-opieka-czy-survival.html
Gośćmi konferencji 7 maja byli: aktorka Agata Kulesza, Lucyna Kobierzycka (L-gwiazdy, agencja aktorska), Magdalena Szwarcbart (dyrektor castingów, II reżyser), aktor Bartłomiej Topa, absolwent Wydziału Aktorskiego Szkoły Filmowej w Łodzi oraz Piotr Dzięcioł, szef Opus Filmu, producent, absolwent produkcji filmowej w Szkole Filmowej. Dyskusję prowadził Łukasz Maciejewski, krytyk filmowy i teatralny, wykładowca Szkoły Filmowej w Łodzi.
Agata Kulesza: - Trochę przesadzamy z piętrzeniem problemów, w trakcie inauguracji zmartwiłam się, że jesteście tak przestraszeni, że będzie źle. Ludzie kończą szkoły, idą do pracy i pracują – nie przesadzajmy więc! Boję się, że tworzymy czarną wizję tego zawodu. Zrobicie te dyplomy i ruszycie do fajnej roboty.
Bartłomiej Topa: - Aktor i producent to jest taka droga, którą każdy osobiście wybiera. Dostajemy się do szkoły, 25 osób na miejsce, kończymy wymarzoną szkołę. Miałem przyjemność uczyć się od Jana Machulskiego, przez pierwsze kilka lat nie dostałem pracy w teatrze, czekałem na dyrektora Grzegorzewskiego, miał przyjechać na Festiwal Szkół Teatralnych, nie przyjechał, obraziłem się… Najważniejsze, że chcemy pracować i doświadczać.
Lucyna Kobierzycka: - Każdy, cokolwiek robi, musi to kochać. Odwalanie roli nigdzie go nie zaprowadzi. Rynek jest mały, nie zawsze pracujemy z tym, z kim ceny. Najgorsze to zepsuć pierwszą rolę, jeżeli role są dobrze zagrane, to nie ma siły, nie przepadnie, kiedyś zostanie odszukany, wypatrzony. Zdarzają się przestoje w pracy aktora, żaden z aktorów nie przechodzi tego przestoju łatwo. Aktor powinien mieć dwa zajęcia, byłoby mu łatwiej. Współczuję szczególnie dziewczynom, czas szybko mija, panowie łatwiej się patynują. Późny debiut jest również cenny, bo mamy wiele doświadczeń, jesteśmy bogatsi.
Magdalena Szwarcbart: - Festiwal Szkół Teatralnych to nie jest dla mnie szansa na wyławianie aktorów, inaczej grają w teatrze, inaczej przed kamerą. Ja chcę zobaczyć blisko oczy, by wiedzieć, co aktor myśli i czuje. Ale oglądam dyplomy. Nie sztuka rolę zagrać, ale sztuka ją dostać. Pytanie, jak się pokazać? Potrzebny jest element determinacji. Bartek grał na początku małe role, do każdej przykładał szczególną uwagę, wszystko było ważne, każdy epizod. Jeżeli wy nie będziecie w siebie wierzyć – nikt w was nie uwierzy.
Agata Kulesza: - Jest też coś takiego jak szczęście, ja nie miałam wpływu na to, co się dzieje. Wypatrzyła mnie Magda, zagrałam w "Róży".
Piotr Dzięcioł: - My kochamy to, co robimy - to można powiedzieć o naszej firmie. Ja chciałem być producentem, nie marzyłem o pieniądzach, tylko o tej pracy. Myślę, że na zarabianie pieniędzy są lepsze pomysły. Ta miłość zaczyna się już na etapie czytania scenariusza, ja czytam wszystko. Jeżeli producent nie kocha kina, nie kocha filmu - nie wróżę mu sukcesu. Przy "Idzie" okazało się, że Paweł Pawlikowski jest najgorszym snem producenta, graliśmy rozmaite warianty wielu scen, kolejne wersje tego samego. Producentka Ewa Puszczyńska kochała ten projekt.
Agata Kulesza: Ja zaczęłam grać, jak się zestarzałam, podobnie Danuta Stenka.
Bartłomiej Topa: - Jak połączyć te funkcje: aktor - producent? Po studiach nie miałem pracy, zacząłem pracować w knajpach, musiałem i chciałem to robić - spotkać się z ludźmi, rozmawiać z nimi. Z Pawłem Wilczakiem i Wojciechem Smarzowskim spotkaliśmy się w grupie jeszcze w trakcie studiów, rozmawialiśmy o filmie, marzyliśmy, rozmawialiśmy o tym, jak ma wyglądać nasze kino. Pewnie i wy tak teraz myślicie, każdy robi nowe, dzikie, świeże kino.
Piotr Dzięcioł: - Miło wspominam tę Szkołę, nie wiem, czy mnie czegoś nauczyła, ale to, co mi dała, to to, że stykałem się z operatorami, reżyserami, aktorami. Potem razem wchodziliśmy do zawodu, pamiętaliśmy się, współpracowaliśmy ze sobą. Etap Szkoły jest bardzo ważny.
Agata Kulesza: - Na zdjęciach próbnych chcemy zagrać w jednym zdaniu wszystko, to błąd. Byłam na zdjęciach próbnych do "Idy" - widziałam te błędy, taka szalona determinacja może wpływać negatywnie.
Mariusz Grzegorzek: - Pojawia się istotny problem: w Polsce istnieje profesjonalna lub quasi profesjonalna produkcja filmowa, ale to nie jest kraj, który produkuje wybitne filmy, różnie to bywa. Dwa czy trzy lata temu Agnieszka Holland poprosiła mnie, bym był ekspertem w PISF. Kryteria ocen są płynne, przetrawiliśmy mnóstwo projektów, mało z nich od młodych ludzi - a te, które były, okazały się obiektywne słabe. Było mi przykro, to rodzaj mistyfikacji: istnieją struktury, profesjonalne instytucje, a mało jest dobrych pomysłów. Nie możecie się bać, musicie szukać, dobierać się, proponować własne pomysły. Teraz można robić filmy bardzo tanim kosztem, marzą mi się szalone wytwory - i ich nie ma. Trzeba robić, robić, robić, a nie jeździć na castingi do Warszawy.
Lucyna Kobierzycka: Często bardzo dobrzy aktorzy źle wypadają na zdjęciach próbnych, więc kłócę się, negocjuję, używam różnych argumentów, że oni na casting nie pójdą.
Magdalena Szwarcbart: - Trening czyni mistrza. Aktor, który dużo gra, lepiej sobie radzi. Wasz zawód jest paraliżujący, bo do śmierci będziecie musieli zdawać egzaminy, każda premiera jest egzaminem. Nie jest dobrze, gdy na casting przychodzi aktor nierozgrzany od środka, niegotowy. Partnerem jest kamera, dlatego mówię, żebyście się z nią zakolegowali.
Agata Kulesza: - Na casting "Róży" przyjechałam z lotniska, skończyłam nagrywać "Salę samobójców", byłam totalnie rozegrana, miałam ogromna łatwość emocjonalną. To także kwestia rozgimnastykowania emocji.
Magdalena Szwarcbart: - Wtedy Agata zagrała w krótkim czasie trzy tematy emocjonalne, była najlepsza.
Bartłomiej Topa: - Przygotowanie to podstawowa sprawa, ogarnięcie miejsca, poczucie atmosfery. Jeśli miałem poczucie, że na castingu dałem z siebie wszystko, a roli nie dostałem, po prostu mówiłem sobie, że to nie była rola dla mnie.
Mariusz Grzegorzek: - Rozmawiam z młodymi aktorami i często mam od nich taki meldunek, że casting to jest czeski film, dziki tłum na korytarzu, nikt nic nie wie, pada hasło "niech pan coś zagra".
Agata Kulesza: - W tym zawodzie będą nie tylko rzeczy miłe. Pamiętam, że poszłam na casting, a pani – z która się później polubiłam – powiedziała: "O Boże, a ja mam takie ładne pani zdjęcie!". Im dalej od Szkoły, tym bardziej myślę, że Szkoła wiele mi dała. Ważne jest obcowanie z osobowościami, które inspirują i sprawiają, że ta nasza fasolka się rozwija. Dużo dała mi tez moja własna praca. Ona jest niewymierna, jednemu się będziemy podobali, drugiemu – nie.
Bartłomiej Topa: - Każdy z nas przychodzi do Szkoły z jakimś potencjałem, jeśli zostanie rozwinięty w kontakcie z osobowościami, to genialnie. Ale Szkoła to nie koniec drogi. Dużo dały mi życiowe porażki.
Ewa Kutryś, rektor PWST Kraków: - Zawody, w których kształcimy, to zawody wolne, gwarantujemy tylko wolność tego zawodu, wyborów, decyzji, ze wszystkimi konsekwencjami. Nie oczekujmy, że jacyś "oni" przez mejle czy telefony coś nam zaoferują, zabezpieczą. Zawód wolny to zawód, który do końca życia polega na poszukiwaniu.
Zdjęcia: Mikołaj Zacharow
Relacja z pierwszego dnia konferencji:
http://www.filmschool.lodz.pl/news/268,aktor-opieka-czy-survival.html
Gośćmi konferencji 7 maja byli: aktorka Agata Kulesza, Lucyna Kobierzycka (L-gwiazdy, agencja aktorska), Magdalena Szwarcbart (dyrektor castingów, II reżyser), aktor Bartłomiej Topa, absolwent Wydziału Aktorskiego Szkoły Filmowej w Łodzi oraz Piotr Dzięcioł, szef Opus Filmu, producent, absolwent produkcji filmowej w Szkole Filmowej. Dyskusję prowadził Łukasz Maciejewski, krytyk filmowy i teatralny, wykładowca Szkoły Filmowej w Łodzi.
Agata Kulesza: - Trochę przesadzamy z piętrzeniem problemów, w trakcie inauguracji zmartwiłam się, że jesteście tak przestraszeni, że będzie źle. Ludzie kończą szkoły, idą do pracy i pracują – nie przesadzajmy więc! Boję się, że tworzymy czarną wizję tego zawodu. Zrobicie te dyplomy i ruszycie do fajnej roboty.
Bartłomiej Topa: - Aktor i producent to jest taka droga, którą każdy osobiście wybiera. Dostajemy się do szkoły, 25 osób na miejsce, kończymy wymarzoną szkołę. Miałem przyjemność uczyć się od Jana Machulskiego, przez pierwsze kilka lat nie dostałem pracy w teatrze, czekałem na dyrektora Grzegorzewskiego, miał przyjechać na Festiwal Szkół Teatralnych, nie przyjechał, obraziłem się… Najważniejsze, że chcemy pracować i doświadczać.
Lucyna Kobierzycka: - Każdy, cokolwiek robi, musi to kochać. Odwalanie roli nigdzie go nie zaprowadzi. Rynek jest mały, nie zawsze pracujemy z tym, z kim ceny. Najgorsze to zepsuć pierwszą rolę, jeżeli role są dobrze zagrane, to nie ma siły, nie przepadnie, kiedyś zostanie odszukany, wypatrzony. Zdarzają się przestoje w pracy aktora, żaden z aktorów nie przechodzi tego przestoju łatwo. Aktor powinien mieć dwa zajęcia, byłoby mu łatwiej. Współczuję szczególnie dziewczynom, czas szybko mija, panowie łatwiej się patynują. Późny debiut jest również cenny, bo mamy wiele doświadczeń, jesteśmy bogatsi.
Magdalena Szwarcbart: - Festiwal Szkół Teatralnych to nie jest dla mnie szansa na wyławianie aktorów, inaczej grają w teatrze, inaczej przed kamerą. Ja chcę zobaczyć blisko oczy, by wiedzieć, co aktor myśli i czuje. Ale oglądam dyplomy. Nie sztuka rolę zagrać, ale sztuka ją dostać. Pytanie, jak się pokazać? Potrzebny jest element determinacji. Bartek grał na początku małe role, do każdej przykładał szczególną uwagę, wszystko było ważne, każdy epizod. Jeżeli wy nie będziecie w siebie wierzyć – nikt w was nie uwierzy.
Agata Kulesza: - Jest też coś takiego jak szczęście, ja nie miałam wpływu na to, co się dzieje. Wypatrzyła mnie Magda, zagrałam w "Róży".
Piotr Dzięcioł: - My kochamy to, co robimy - to można powiedzieć o naszej firmie. Ja chciałem być producentem, nie marzyłem o pieniądzach, tylko o tej pracy. Myślę, że na zarabianie pieniędzy są lepsze pomysły. Ta miłość zaczyna się już na etapie czytania scenariusza, ja czytam wszystko. Jeżeli producent nie kocha kina, nie kocha filmu - nie wróżę mu sukcesu. Przy "Idzie" okazało się, że Paweł Pawlikowski jest najgorszym snem producenta, graliśmy rozmaite warianty wielu scen, kolejne wersje tego samego. Producentka Ewa Puszczyńska kochała ten projekt.
Agata Kulesza: Ja zaczęłam grać, jak się zestarzałam, podobnie Danuta Stenka.
Bartłomiej Topa: - Jak połączyć te funkcje: aktor - producent? Po studiach nie miałem pracy, zacząłem pracować w knajpach, musiałem i chciałem to robić - spotkać się z ludźmi, rozmawiać z nimi. Z Pawłem Wilczakiem i Wojciechem Smarzowskim spotkaliśmy się w grupie jeszcze w trakcie studiów, rozmawialiśmy o filmie, marzyliśmy, rozmawialiśmy o tym, jak ma wyglądać nasze kino. Pewnie i wy tak teraz myślicie, każdy robi nowe, dzikie, świeże kino.
Piotr Dzięcioł: - Miło wspominam tę Szkołę, nie wiem, czy mnie czegoś nauczyła, ale to, co mi dała, to to, że stykałem się z operatorami, reżyserami, aktorami. Potem razem wchodziliśmy do zawodu, pamiętaliśmy się, współpracowaliśmy ze sobą. Etap Szkoły jest bardzo ważny.
Agata Kulesza: - Na zdjęciach próbnych chcemy zagrać w jednym zdaniu wszystko, to błąd. Byłam na zdjęciach próbnych do "Idy" - widziałam te błędy, taka szalona determinacja może wpływać negatywnie.
Mariusz Grzegorzek: - Pojawia się istotny problem: w Polsce istnieje profesjonalna lub quasi profesjonalna produkcja filmowa, ale to nie jest kraj, który produkuje wybitne filmy, różnie to bywa. Dwa czy trzy lata temu Agnieszka Holland poprosiła mnie, bym był ekspertem w PISF. Kryteria ocen są płynne, przetrawiliśmy mnóstwo projektów, mało z nich od młodych ludzi - a te, które były, okazały się obiektywne słabe. Było mi przykro, to rodzaj mistyfikacji: istnieją struktury, profesjonalne instytucje, a mało jest dobrych pomysłów. Nie możecie się bać, musicie szukać, dobierać się, proponować własne pomysły. Teraz można robić filmy bardzo tanim kosztem, marzą mi się szalone wytwory - i ich nie ma. Trzeba robić, robić, robić, a nie jeździć na castingi do Warszawy.
Lucyna Kobierzycka: Często bardzo dobrzy aktorzy źle wypadają na zdjęciach próbnych, więc kłócę się, negocjuję, używam różnych argumentów, że oni na casting nie pójdą.
Magdalena Szwarcbart: - Trening czyni mistrza. Aktor, który dużo gra, lepiej sobie radzi. Wasz zawód jest paraliżujący, bo do śmierci będziecie musieli zdawać egzaminy, każda premiera jest egzaminem. Nie jest dobrze, gdy na casting przychodzi aktor nierozgrzany od środka, niegotowy. Partnerem jest kamera, dlatego mówię, żebyście się z nią zakolegowali.
Agata Kulesza: - Na casting "Róży" przyjechałam z lotniska, skończyłam nagrywać "Salę samobójców", byłam totalnie rozegrana, miałam ogromna łatwość emocjonalną. To także kwestia rozgimnastykowania emocji.
Magdalena Szwarcbart: - Wtedy Agata zagrała w krótkim czasie trzy tematy emocjonalne, była najlepsza.
Bartłomiej Topa: - Przygotowanie to podstawowa sprawa, ogarnięcie miejsca, poczucie atmosfery. Jeśli miałem poczucie, że na castingu dałem z siebie wszystko, a roli nie dostałem, po prostu mówiłem sobie, że to nie była rola dla mnie.
Mariusz Grzegorzek: - Rozmawiam z młodymi aktorami i często mam od nich taki meldunek, że casting to jest czeski film, dziki tłum na korytarzu, nikt nic nie wie, pada hasło "niech pan coś zagra".
Agata Kulesza: - W tym zawodzie będą nie tylko rzeczy miłe. Pamiętam, że poszłam na casting, a pani – z która się później polubiłam – powiedziała: "O Boże, a ja mam takie ładne pani zdjęcie!". Im dalej od Szkoły, tym bardziej myślę, że Szkoła wiele mi dała. Ważne jest obcowanie z osobowościami, które inspirują i sprawiają, że ta nasza fasolka się rozwija. Dużo dała mi tez moja własna praca. Ona jest niewymierna, jednemu się będziemy podobali, drugiemu – nie.
Bartłomiej Topa: - Każdy z nas przychodzi do Szkoły z jakimś potencjałem, jeśli zostanie rozwinięty w kontakcie z osobowościami, to genialnie. Ale Szkoła to nie koniec drogi. Dużo dały mi życiowe porażki.
Ewa Kutryś, rektor PWST Kraków: - Zawody, w których kształcimy, to zawody wolne, gwarantujemy tylko wolność tego zawodu, wyborów, decyzji, ze wszystkimi konsekwencjami. Nie oczekujmy, że jacyś "oni" przez mejle czy telefony coś nam zaoferują, zabezpieczą. Zawód wolny to zawód, który do końca życia polega na poszukiwaniu.
Zdjęcia: Mikołaj Zacharow